Wiecie co? Zdradzę Wam pewien sekret! … Życie przynosi mi dużo szczęścia i uśmiechu na twarzy! Nie spodziewałem się, że będąc na wakacjach spotkam przepięknie zorganizowany ślub na plaży.
Po bardzo pracowitym i owocnym sezonie ślubnym wraz z Madzią wzięliśmy do rąk mapę i niespodziewanie nasze spojrzenia sięgały tylko do jednego celu! Do małej fasolki, którą była malutka wysepka o imieniu BORACAY w sercu Filipin.
Czas oczekiwania od zakupu biletów do samego wylotu upłynął bardzo szybko (zapewne od wielu zajęć związanych z tworzeniem Waszego whitestory 😉 ), aż w końcu nadszedł ten cudowny, błogi okres naszych wakacji. Za miejsce, w którym spędziliśmy 10 nocy wybraliśmy tradycyjny wśród hipnotyzująco kołyszących się palm filipiński hotel tym razem o imieniu Fridays ;). Było to miejsce wyjątkowe, istny raj na ziemi, gdzie krystalicznie czysta woda spotykała się i nieodłącznie współgrała według wielu recenzji pism podróżniczych z chyba najpiękniejszymi zachodami słońca na całym świecie!
To właśnie miejsce przyciągało wielu nowożeńców, którzy pierwsze widzieli swój ślub w marzeniach a następnie przemieniali swoje marzenia w rzeczywistość. Organizując swój ślub za granicą, na pewno to nie lada wyzwanie, ale za to jakie przepiękne wspomnienia.
Przedstawiamy Wam George i Portia – sympatyczną Amerykańsko-Filipińska pare, która spełniła moje zawodowe marzenie, dając mi możliwość tworzenia ich whitestory w niesamowitym miejscu jakim jest wyspa Boracay…
Komentarze (0)
Zostaw komentarz