Miłość dwojga ludzi do siebie i do zachwycającej skandynawskiej przyrody zaprowadziła nas tym razem na surowy, dziki, aczkolwiek niezaprzeczalnie cudowny archipelag na Morzu Norweskim u północno-zachodnich wybrzeży Norwegii, znany jako Lofoty. Wybór nieprzypadkowy, bowiem Patrycja i Damian poznali się właśnie w Norwegii, tam na co dzień mieszkają, pracują i dzielą wspólne pasje, a ceniąc sobie naturalność pragnęli, aby uwiecznić pierwsze chwile małżeństwa, w miejscu, które ich połączyło i stało się ich domem…
Od początku tej szalonej podróży wiedzieliśmy, że jeden czy dwa dni nie wystarczą, aby zamknąć w kadrach różnorodność Lofotów i naszych bohaterów… i mieliśmy rację! Pięć niezwykłych dni i nocy, a właściwie tylko dni, gdyż czas naszego pobytu zgrał się idealnie z występującym o tej porze na kole podbiegunowym dniem polarnym, kiedy to słońce nawet na moment nie kryje się za horyzontem! Niewątpliwym plusem tego zjawiska były nasze wielogodzinne trekkingi po górach do północy, ciągłe zachwyty nad potęgą otaczającej nas przyrody, pięknie nawiązane znajomości i cały dysk zdjęć, od których trudno oderwać wzrok… minusem – szybko stygnąca herbatka przy 12 stopniach Celsjusza w lipcu
Ten norweski przepis na życie mieliśmy szczęście zakosztować w trakcie naszego pleneru. Choć lipcowa pogoda na Lofotach znacznie różni się od tej w Polsce, uczucie i emocje Patrycji i Damiana w trakcie tych pięciu, intensywnych dni skutecznie podgrzewały atmosferę. Zimno, deszcz, mgła to warunki, w których nasza para odnalazła się wręcz doskonale, a surowość skandynawskiej przyrody wydobyła z Patrycji i Damiana to, co kochamy najbardziej, czyli autentyczność, naturalność, szczęście z tego co dzieje się tu i teraz oraz prawdziwe uczucie, wyrażane każdym wzrokiem, gestem i dotykiem. Tego nie da się opisać, to po prostu trzeba zobaczyć …
P.S. Po więcej wrażeń odsyłamy na nasz Instagram do wyróżnionej relacji pt. „Lofoten”!
P.S.2. Wiecie za co kochamy naszą pracę? Za nawiązane znajomości, które trwają na długo po “zgaszeniu lamp”! Patrycja (“tak w ogóle” ogromna fanka kolarstwa szosowego) niedawno odwiedziła mnie w Polsce, gdzie razem jeździliśmy po podkarpackich pogórzach – 165 km w deszczu przy temperaturze 5-10 stopni Celsjusza! Yeah, I’m a lucky man!!!
Komentarze (0)
Zostaw komentarz